Zajączkowska-Hernik zaskakująco o starcie Mentzena. „Są bardzo podobni z Trumpem”

Dodano:
Ewa Zajączkowska-Hernik Źródło: PAP / Tomasz Gzell
– Donald Trump i Sławomir Mentzen to – wbrew pozorom – bardzo podobni politycy. Mają doświadczenie biznesowe, w zarządzaniu ludźmi, chcą obniżenia podatków, skutecznej polityki migracyjnej, są wrogami politycznego establishmentu – mówi „Wprost” Ewa Zajączkowska-Hernik, europosłanka Konfederacji. Jak dodaje, „dość już polityki z perspektywy kolan”.

Aleksandra Cieślik: Sprawa Collegium Humanum powraca. Tym razem zarzuty usłyszał prezydent Wrocławia. Dlaczego tak wiele osób ze świata polityki jest w to zamieszanych?

Ewa Zajączkowska-Hernik: Są pewne wymagania – jeśli ktoś chce objąć stanowisko w spółce Skarbu Państwa to musi mieć odpowiedni dyplom. Co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Mam za to duże zastrzeżenia do tej konkretnej uczelni. Prawo popytu i podaży zadziałało w zły sposób. Pojawił się popyt na dyplomy, więc Collegium Humanum zaczęło je sprzedawać. Widać to po politykach zasiadających w takich radach nadzorczych – mimo posiadanego dyplomu, umiejętności zarządzania mieli nikłe. W przypadku Jacka Sutryka to historia nieco inna, o zabarwieniu politycznym. Pochwalił się on kilka miesięcy temu, że ma ten dyplom, że zapłacił za te studia i, że były tam pewne nieścisłości. Służby zainteresowały się sprawą dopiero teraz, gdy w PO rozgrywa się wewnętrzna walka między Rafałem Trzaskowskim a Radosławem Sikorskim. Wypadają polityczne trupy z szafy. Trzaskowski skasował zdjęcia z Sutrykiem, a ten jeszcze kilka dni temu publicznie okazał mu wsparcie. Celem takiej zagrywki być może było „sklejenie” prezydenta stolicy z kimś, kto ma problemy z prawem. Obawiam się jednak, że to zadziała w drugą stronę i zyska on pretekst, by postawić się w roli ofiary. A taki chwyt w świecie polityki – niestety – działa dość dobrze.

Będą kolejne trupy z szafy?

Myślę, że czeka nas ich jeszcze kilka – do momentu, gdy nie wyklarują się kandydaci na prezydentów z poszczególnych ugrupowań.

Dla PO lepiej, by wystawiła Trzaskowskiego czy Sikorskiego?

Żaden z tych kandydatów nie spełnia moich oczekiwań. Obaj mają swoje za uszami. Rafał Trzaskowski jest prezydentem ideologicznym, tęczowym, leniwym. Właściwie nie wiem, jakie są jego kompetencje, bo Warszawą nie zarządza najlepiej. Radosław Sikorski jest politykiem niebezpiecznym. Po jego wypowiedziach widać, że chętnie wciągnąłby nas w wojnę na Ukrainie.

A ze strony PiS?

Podobnie, choć tej partii polecałabym wystawić Mariusza Błaszczaka.

Sławomir Mentzen ma szansę wejść do drugiej tury?

O to walczymy. Widzę na to ogromną szansę. Pierwszy raz mamy kandydata doświadczonego w zarządzaniu, w negocjowaniu. Proszę zobaczyć, co stało się w USA. Donald Trump i Sławomir Mentzen to – wbrew pozorom – bardzo podobni politycy. Obaj mają doświadczenie biznesowe, w zarządzaniu ludźmi, chcą obniżenia i uproszczenia podatków, skutecznej polityki migracyjnej, są wrogami politycznego establishmentu atakującego ich z każdej strony. Różnica polega na tym, że Trump został już prezydentem a Mentzen – mam nadzieję – nim zostanie.

My nie chcemy już sporu politycznego, mamy go serdecznie dość. Żyjemy w czasach coraz bardziej niebezpiecznych i niestabilnych. Codziennie w polityce wybucha nowa afera, codziennie zajmujemy się pierdołami, zamiast zająć się konkretnym zarządzaniem państwem.

Nie możemy podchodzić do polityki z perspektywy kolan, już dosyć. Musimy wybrać kandydata całkowicie niezależnego od establishmentu, mającego inne spojrzenie na politykę międzynarodową i krajową.

Szymon Hołownia mówi, że jest kandydatem niezależnym.

Niezależnie od okoliczności będzie wykonywać zadania wyznaczone przez premiera Tuska.

– Powinniśmy uszczelnić granicę ze Słowacją. Nie ma wyjścia. Służb jest za mało, by wyłapać wszystkich migrantów – ocenił niedawno „Wprost” poseł Konfederacji Andrzej Zapałowski. Zgadza się pani z tym?

Mamy do czynienia z nielegalnymi próbami przedostania się na terytorium naszego kraju. Pomysły, by płacić „kieszonkowe” ludziom łamiącym prawo i docierającym do Polski nielegalnie są tak głupie, że trudno to skomentować.

Mówił o tym między innymi Tomasz Siemoniak, szef MSWiA, argumentując, że inne kraje też tak robią.

Mam wrażenie, że zostawił mózg gdzieś na zewnątrz studia, wszedł na wizję i to zakomunikował. To, że inne kraje tak postępują, nie oznacza, że mamy powielać ich błędy i płacić za łamanie prawa. Jeśli chcemy bezpiecznego kraju, uszczelnijmy granicę, dofinansujmy służby państwowe – policję, straż graniczną. Oni muszą mieć poczucie, że mogą użyć wszystkich możliwych sposobów, by zatrzymać nielegalnych migrantów a państwo będzie stać za nimi murem.

Odejdźmy od polityki. Co powinno się zmienić, jeśli chodzi o system rodzin zastępczych w Polsce?

Myślę, że warto skupić się na potrzebach osób wychodzących z rodzin zastępczych. Często trafiają one tam z powodu trudnych lub wręcz traumatycznych przeżyć. Nie każda rodzina zastępcza jest negatywnym doświadczeniem, ale trzeba pamiętać, że to substytut normalnej rodziny – a dzieci, które tam są, zazwyczaj znalazły się w tej sytuacji w wyniku tragicznych okoliczności.

Wychodząc z rodziny zastępczej, młody dorosły ma wsparcie od państwa – „wyprawkę” w wariancie finansowym i rzeczowym. Zapewnia się między innymi pomoc w postaci możliwości zamieszkania w mieszkaniu chronionym, jednak warunkiem tego jest kontynuacja na studiach. Problem zaczyna się, gdy osoba wychodząca z pieczy zastępczej mieszka w mieszkaniu chronionym, za które płaci minimalne pieniądze, kontynuuje naukę, ale po jej zakończeniu musi je opuścić.

Nie do końca możliwe jest, by ktoś, tuż po zakończeniu studiów, od razu podjął tak dobrą pracę, by móc utrzymywać się samodzielnie. Jeśli byłby taki okres ochronny, trwający co najmniej pół roku, pozwalałby on na spokojne znalezienie zatrudnienia i faktyczne rozpoczęcie samodzielnego życia. Dzięki temu młody człowiek mógłby wynająć mieszkanie oraz w pełni stanąć na własnych nogach. To rozwiązanie nie byłoby zbyt kosztowne dla samorządów, które zarządzają mieszkaniami chronionymi. A jednocześnie mogłoby znacząco ułatwić usamodzielnianie się młodych ludzi, pomagając im odnaleźć się w życiu zawodowym i społecznym po trudnych doświadczeniach.

Najlepsza rzecz, jaka spotkała panią od pamiętnego wystąpienia w Parlamencie Europejskim?

Wsparcie od ludzi, które dostaję praktycznie każdego dnia, niezależnie od tego, czy jestem na spotkaniu otwartym z naszymi sympatykami, wyborcami czy po prostu osobami, które chcą nas posłuchać, na Marszu Niepodległości, czy nawet zakupach – naprawdę wsparcie ludzi jest fenomenalne, ogromne. To coś, co powoduje, że mimo trudnych chwil w polityce człowiek wie, że idzie w dobrym kierunku. Spotykam się naprawdę z bardzo pozytywnymi reakcjami, przechodnie cieszą się na mój widok. To dla mnie chyba największa nagroda.

Czy Ewa Zajączkowska-Hernik w ubiegłym roku na święta życzyła sobie, by zasiąść w PE?

Nie. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że wystartuję. Ubiegłoroczne święta Bożego Narodzenia były pierwszymi po moim powrocie do polityki. Chwilę po wyborach parlamentarnych, po objęciu stanowiska rzecznika Konfederacji, a zostałam rzucona na bardzo głęboką wodę – tuż po tym, jak Grzegorz Braun dokonał incydentu z użyciem gaśnicy. Byłam bardzo wdzięczna za to, gdzie jestem. Parlamentu Europejskiego nie brałam wtedy pod uwagę.

Polityczne cele na 2025 rok? W jednym z wywiadów mówiła pani, że sufit ma wysoko.

Mam nadzieję, że Sławomir Mentzen zostanie prezydentem naszego kraju i wreszcie zaczniemy rządzić na poważnie, będziemy mogli wykazać się naszymi politycznymi – i nie tylko – umiejętnościami. A jak tak się stanie to będziemy myśleć, co dalej.

Źródło: WPROST.pl
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...